Do wyboru, po odkryciu wszystkich zawodniczek, będzie dwadzieścia ponętnych i kipiących seksem pannic, a każda wyposażona w parę naprawdę fajnych… teges… wdzianek naturalnie. W strojach mamy zdecydowaną przewagę ubranek bikinipodobnych. Dobrze. Ale znajdzie się też miejsce na coś bardziej wyuzdanego jak lateksowy kostium z rogami i ogonkiem. Razem ze świetnie odwzorowaniem 3D powierzchni smukłych ciał w parze stoi rewelacyjne ujęcie ich sprężystości. Wyobraźcie to sobie… Szczęśliwcy, którzy ujrzeli grę w akcji zachwycają się nienaganną animacją oraz płynnością w przechodzeniu z ciosu do ciosu. Czytacie to dalej? Bo ja zgubiłem się między „spręży-” a „-stości”…
A teraz z buta i do błotka! Która następna chętna? :]
Małe podsumowanie „na spokojnie” - Rumble Roses mogłoby być tylko jednym wielkim fajerwerkiem graficznym ze swoimi dziesięcioma tysiącami poligonów przypadającymi na jedną zawodniczkę, przyciągającym do siebie na zasadzie drażnienia najniższych męskich instynktów. Ale najwyraźniej nie będzie - zapowiada się naprawdę dobra gra w klimatach zapaśniczych.
Hmmm....hmmmm...hmmm....może już zaczniemy grę? :]
Za profesjonalizm produkcji odpowiada Yuke, developer wielu gier pod szyldem WWF. Co za tym idzie kombinacji ciosów, łamań i czego tam jeszcze chcecie będzie bez liku, chociaż czasem z widocznymi naleciałościami „japońszczyzny” w postaci np. ekwilibrystycznych przechwytów. Cała otoczka związana z zapasami także zostanie zachowana, z efektownymi wejściami zawodniczek na ring włącznie. Nic tylko grać. Ostatnie zdanie? Nie rozwalcie swoich, tych no… kontrolerów.
Premiera: 16 listopada