Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   94
                                     



Po dwóch nieudanych filmach (kanadyjskim dramacie o Amerykaninie hinduskiego pochodzenia, który w Indiach odkrywa swoje korzenie, oraz amerykańskiej niby-komedii-dla-nastolaktów-czy-coś-w-tym-rodzaju), zdaję się, ze M. Knight Shyamalan znalazł idealne składniki na hollywoodzki mega hit jak i dobry dramato-thriller zarazem.



1.bohater cierpiący poprzez:
1a.nadnaturalne zdolności lub
1b.inność, która przejawia przez niemożność wpasowania się w otaczające środowisko
lub
1c.tragedię rodzinną;
2.bohater musi zmierzyć się z:
2a.niewytłumaczalnym zjawiskiem lub
2b.istotami nie z tego świata;
3.zaskakujące zakończenie.
4. gwiazdy mile widziane


INICJACJA CIEMNOŚCI


O ile w pierwszym filmie z tej serii (Szósty Zmysł) pomysł ten był nie tylko swieży, ale i porządnie dopracowany i wykorzystany, o tyle w każdym kolejnym filmie zdaje się tracić na wiarygodności. W Szóstym Zmysle reżyser trzyma widza w napięciu, które apogeum osiąga w momencie ujawnienia zaskakującego zakończenia. W Niezniszczalnym zakończenie zdawało się nie trzymać kupy, za to film nadrabiał znanym duetem Bruce Willis - Samuel L. Jackson. Kręgi zdawały sie być kompletną pomyłką, gdyż cierpiętnicze oczka Gibsona doprowadzały do szału i nie pozwalały skupić się na szarżujacych ufoludkach. Shyamalan chyba sam zorientował się, że z filmu na film robi się słabszy, więc w Osadzie postawił na jak najbardziej szokujące i zaskakujące zakończenie, czyli to, co sprawdziło się tak dobrze w Szóstym Zmyśle.

PHOENIX


Tytułowa osada to ukryta w głebi lasów Pennsylvanii wioska z początku dziewiętnastego wieku. Mieszkańcy wioski poprzez wspomniane lasy są odizolowani od reszty sśiata, jednak nie ze wzglęu na gęte krzaki, a z powodu tajemiczych istot zamieszkująych te tereny. Istoty te zwane są"tymi, o których nie mówimy" ponieważ budzą ogólny strach. Co prawda, "wioskowicze" mają cichy pakt z mieszkańcami lasu, tj. jeżeli ludzie nie bedą chodzić w okolicach stworzeń - stworzenia nie będą krzywdzić ludzi. Łatwo można się domyślić, że pakt ten zostanie złamany, a następstwem będzie seria niebezpiecznych i dramatycznych wydarzeń. W filmie gra Joaquin Phoenix znany m.in. z Gladiatora i Kregów. Luscius Hunt to swego rodzaju outsider - cichy chłopak, który nie wdaje się w zabawy z rownieśnikami a po kryjomu kocha się w niewidomej Ivy Walker. Warto wspomnieć, że odtwórczyni roli Ivy to Bryce Dallas Howard, córka reżysera Pięknego Umysłu - Rona Howarda. Na losach tej dwójki opiera sie wiekszość scenariusza filmu. Gdy Luscius i Ivy postanawiają sią pobrać, niedorozwinięty Noah (Adrien Brody!) z zazdrości o Ivy dotkliwie rani chłopaka. Ivy postanawia przedrzeć się przez lasy do "miast", aby uzyskać lekarstwo dla ukochanego.
Fabuła filmu jest całkiem sprawna, ale nie uniknęła kilku sporych błędów. Napięcie zdaje się trzymać przez wiekszość filmu, niestety jest tak głównie ze względu na plenery w jakich odbywa się akcja. Jesienne lasy robią swoje dodając filmu grozy a widzowi kilka ciarek na plecach. Jest też kilka sprawnych ruchów kamery i ujęć, przez które można leciutko podskoczyć na siedzeniu. "Ci, o których nie rozmawiamy" są zaprojektowani dość ciekawie - nie ocierają się o przesadę w stylu zielonych ufoludków czy o śmieszność Crittersów. Można się ich nawet troszkę przestraszyć. Najgorszym pomysłem w całym filmie jest rozwinięcie postaci wioskowego wariata - Noah. Z bawiącego się w chowanego gamonia przemienia się on w pchanego zemstą i zazdrością okrutnika. Co więcej, ten niedorozwinięty chłopak jest w stanie skojarzyć dość szokujące fakty i uknuć sprytny plan. Coś tu nie gra.

NIEWIDOMA?


Wiekszość aktorów radzi sobie nieźle. Na uwagę zasługuje matka Lusciusa grana przez Sigourney Weaver. Weaver gra samotna kobietę, która należy do rady starszych. Rada pełni role dzisiejszego "rządu" wsi, do którego należą wszystkie decyzje dotyczące osady. To właśnie tam Pani Hunt znajduje obiekt zainteresowania w postaci Edwarda Walkera (William Hurt) - jednocześnie ojca Ivy. Weaver i Hurt to sprawni aktorzy dodający filmowi odrobinę dramaturgii. Jako że jestem fanką Phoenixa, nie mam się do niego o co przyczepić. Howard natomiast gra niewidomą dziewczynę, której przez cały film nie wierzyłam, że jest niewidoma. Coż za dużo tego machania gałkami ocznymi akurat w twarze tych, którzy do niej mowią. Nie jestem do końca przekonana, że dostała tą rolę na przesłuchaniu (tatuś). A ponoć skonczyła jakąś prestiżową szkołę teatralną. Adrien Brody gra... opóźnionego w rozwoju przyjaciela Ivy. Potwierdziło się moje zdanie, że jest on sprawnym warsztatowo aktorem, aczkolwiek nie mogłam się oprzeć przekonaniu, że ta rola cofnęła go w dokonaniach aktorskich. Z pierwszoplanowej roli u Polańskiego do drugoplanowej roli u Shyamalana... Oceńcie sami. Zakończenie to rzeczywiście najbardziej zaskakujący moment filmu, aczkolwiek po głębszym przemyśleniu okazuje się być bardzo proste, jak gdyby chodziło tylko o to żeby widz się zdziwił.

SHYAMALAN, REŻYSER


W Osadzie znalazłam przesłanie. (Czy trafnie?) Mieszkańcy Osady co jakiś czas powtarzają, że odizolowali się od reszty "miast", gdyż tamte przysporzyły im tylko cierpień i łez. Każdy z miszkańców kogoś tam stracił. I takie zdaje się być przesłanie filmu: świat jest zły, żeby uciec od zła trzeba się od niego odizolować. No dobra, w takim razie ludzie musieli by wrócic do życia w stadach. Tylko nie myślę, że każdy by tego chciał, zwłaszcza że cześć mieszkańców Osady jest kompletnie nieświadoma rzeczywistości... Radzę reżyserowi żeby darował sobie uniwersalne przesłanie swoich filmów, a zajął się robieniem porządnego kina, takiego jak Szósty Zmysł. Niech sobie daruje zaskakiwanie, a skupia się na warsztatowo solidnych filmach. I niech nadal zatrudnią Phoenixa... Jako ciekawostkę dodam, ze amerykańska firma wydawnicza Simon & Schuster oskarżyła Shyamalana, ze Osada jest zadziwiajaco podobna do książki niejakiej Margaret Peterson Haddix Running Out of Time. Ponoć zakończenie jest największym podobieństwem. Shyamalan i spółka odpierają zarzuty, co jest wiarygodne, gdyż aby wymyślić takie zakończenie, nie trzeba być Dostojewskim, co najwyżej - Stephenem Kingiem.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   94