Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   47
                       

Bartłomiej "Gralo" Grałek


Część z Was, drodzy czytelnicy, ma zapewne dzieci. Część chciałaby, aby ich maluchy umiały posługiwać się językiem angielskim. Od kilku lat na rynku komputerowym ukazują się tytuły umożliwiające taką naukę w sposób interaktywny. Jednym z takich programów jest TELL ME MORE KIDS 2. Ale szczerze mówiąc - nie wiem czy chciałbym, aby moje dziecko pobierało nauki od takiego "nauczyciela".



Wszystko zaczęło się bardzo sympatycznie - otrzymałem do rąk bardzo ładnie wyglądające pudełeczko, które na pewno przykłuje uwagę dziecka. Po dostaniu się do środka kolejne miłe niespodzianki - razem z programem otrzymujemy bardzo kolorową grę karcianą ( nazywam to coś grą, ponieważ tak mówi o tym producent - ja osobiście pomimo tego, że mam trochę więcej niż 12 lat, nie wiem jak można grać w coś takiego, ale o tym za zdań kilka ), mikrofon, kartę rejestracyjną oraz, dzięki Bogu, instrukcję obsługi. Pierwszy sprawdzony został mikrofon - działał o dziwo bez zarzutów. Jak się później okazało był to jeden z nielicznych atutów TMMK2. Zastanawiając się w dalszym ciągu jak można grać w tą karciankę doszedłem do wniosku, że czas uruchomić właściwą część kolorowego pudełeczka czyli płytę z programem. Po włączeniu wszystkiego ukazuje się ekran kreatora bohatera ( ma to chyba poruszać wyobraźnię dziecka - szczerze nie mam zielonego pojęcia jak ), którym nasz pupil będzie się poruszał w grze. Po ukończeniu tworzenia swojej postaci po raz pierwszy doznałem szoku - ukazała się dwójka "przewodników i doradców" - profesor Feliks i papuga Kaliko. Jak się później okazało było to moje przekleństwo.



Jakoś udało mi się przeżyć to pierwsze spotkanie ale muszę przyznać, że ciężko było. Po długich, wykrzyczanych, wypiszczanych, zupełnie niekonstruktywnych poradach wyżej wymienionych "przewodników" na ekranie pokazuje się śliczna plansza świata po którym przyjdzie się nam poruszać. Niestety znów spotykam dwóch "przyjaciół" ( cytat z pudełka ). Kolejny raz coś tam krzyczą i mówią - jeśli byłbym na miejscu 9-latka siedzącego przed komputerem już dawno skopałbym monitor. Poczekałem aż zakończą udzielanie mi swoich bezcennych porad i postanowiłem, że zawitam do pierwszego wybranego przez mnie miejsca - wybrałem plażę ( taki wakacyjny klimat - na czasie ). Zaraz po kliknięciu wyszeptałem do siebie "...Boże, za co?!...". Wzorowany na Einsteinie profesorek oraz udająca śmieszną papuga znowu się pokazali. Tego było już nawet jak dla mnie za dużo. Komputer został błyskawicznie wyłączony i nadszedł czas na krótką refleksję - czy producenci naprawdę chcą tymi metodami uczyć dzieci w wieku 9 - 12? Zacząłem się zastanawiać czy w ogóle jest sens włączać coś takiego swojemu pupilowi. Jeśli dziecko łatwo się złości, ma skłonności do wpadania w jakieś frustracje czy łatwo przychodzi mu bicie i rzucanie rzeczami, które je drażnią szczerze odradzam zakup tego produktu - Wasz monitor może tego nie wytrzymać.



Po kawie doszedłem do wniosku, że jednak dam sobie i temu wynalazkowi jeszcze jedną szansę. Tym razem nauczony doświadczeniem sięgnąłem już do instrukcji obsługi aby dowiedzieć się jak można pozbyć się parszywej dwójki "przyjaciół" ( przypominam - cytat z pudełka ). Chyba tylko jak wiem jak wielka była moja radość po tym jak wyczytałem, że profesora i papugę można wyłączyć. Z instrukcji można ponadto dowiedzieć się wielu innych, bardzo przydatnych szczególnie rodzicom rzeczy. Okazuje się, że można wyłączyć nie tylko naszych przewodników ale także część lokacji i gier. Włączyłem program po raz drugi z nadzieją, że tym razem uda mi sie wyłączyć tych dwóch... Jakże bardzo się pomyliłem - okazuje się, że jest to możliwe ale tylko na chwilę - niestety nie można ich odłączyć na stałe. Pobiegałem sobie trochę po tych wirtualnych, bardzo kolorowych, ładnie wyglądających lecz niestety nieruchomych światach i znalazłem tam dość mało z tych 400 gier, które producent reklamował na pudełku. Szczerze mówiąc - żebym nie zajrzał później do instrukcji nie znalazłbym w tej grze kompletnie nic, no może prawie nic. Dopiero po uważnym przeczytaniu książeczki dołączonej do programu mamy okazję w pełni wykorzystać jego możliwości, które myślałem, że będą większe.
Ta liczba gier podana przez autorów gry jest grubo przesadzona - oczywiście można taką podać tylko wypadało by napisać, że gry te będą się powtarzać w każdym świecie - po prosu zmieni się tylko ich tło. Bardzo miłym zajęciem jest ćwiczenie wymowy i talentu artystycznego ( piosenki nie były w mojej tonacji więc niestety za bardzo mi to nie szło ). Co do utworów śpiewanych to wydaje mi się, że są one zdecydowanie za trudne dla dzieci z przedziału wiekowego 9 - 12, dla których ten program jest przeznaczony. Ich długość oraz zawarte trudności wokalne ( które, o dziwo, także wpływają na sposób oceny naszych umiejętności językowych przez komputer ) stawiają je na straconej pozycji. Osobiście zaciekawiło mnie jak komputer będzie oceniał moje zdolności ( nie chwaląc się angielski trochę znam ) w wymawianiu poszczególnych wyrazów. Muszę przyznać, że lektor angielski w grze jest bardzo dobry i przedstawia odpowiedni sposób wymawiania wyrazów, jednak to co stało się później zraziło mnie kompletnie do tego produktu.



Podłączyłem mikrofon, który jest w zestawie z programem. Działał obiecująco, więc spodziewałem się wyśmienitych wyników - komputer miał być zachwycony moimi umiejętnościami władania językiem angielskim. Po wypróbowaniu swojej wymowy byłem trochę zawiedziony - lektor nie narzekał ale nie było też tak jak się spodziewałem. Nareszcie doszedłem do wyrazu, z pozoru wydawałoby się bardzo łatwego, a mianowicie angielskiego odpowiednika słowa ogień czyli "fire". Większość zapewne wie jak wymawia się to słowo, jednak muszę Was zaskoczyć - komputer zdecydowanie wyżej od prawidłowego, angielskiego wymówienia słowa stawia bardziej, nazwałbym to, swojską wersję. Nie wiedziałem dlaczego lektorowi nie podobał się mój angielski, więc skojarzyłem sobie automatycznie polskie, bardzo blisko brzmiące słowo - mianowicie wyraz "frajer". Lektor był zachwycony - jak się można było domyśleć ja już niestety nie za bardzo.



Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że ten program nie nauczy Waszych dzieci języka angielskiego. Nie jest tak naprawdę niczym szczególnym - na pewno nie przykuje ich uwagi. Biorąc pod uwagę to, że najpierw trzeba przewertować niezbyt chudą instrukcję obsługi ( pomijam już fakt, że bez niej w ogóle nie da się w tym programie praktycznie niczego znaleźć ) produkt już traci na samym starcie. Poza tym oferowane gry i zabawy nie są w ogóle zabawne ( no może poza karaoke ), co dodatkowo ujemnie wpływa na ocenę produktu. Jednak mimo wszystko najgorsi są nasi dwaj "przyjaciele", którzy nie mają dla nas litości i katują nas swoimi "przydatnymi i mądrymi" komentarzami kiedy tylko się da i to w jak najmniej spodziewanych momentach. Na pudełku wyczytałem także, że gra zawiera bardzo dużą dawkę humoru - niestety, ja go tam nie znalazłem ani trochę. Powiem więcej - niektóre "żarciki" są po prostu... przykre. Do tej pory głowię się jak gra się w tą karciankę, którą dostaje się razem z TMMK2 - jeśli ktoś wie proszę o kontakt bo serio - bardzo chciałbym w nią zagrać. Jedynymi plusami jakie znalazłem w tym produkcie są: dodatkowy mikrofon oraz naprawdę piękna, kolorowa oprawa gry. Niestety, z zalet to było by na tyle. Reszta to cały jeden wielki minus. Kończąc recenzję TELL ME MORE KIDS 2 i mając na uwadze ogromne unowocześnienia i zmiany w programach nauczania dzieci szkolnych mam tylko nadzieję, że w przyszłości nasi pupile nie będą musieli uczyć się z takich multimedialnych podręczników jak ten przeze mnie opisany.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   47